Dramaty Ślązaków spisane w nowym wydaniu
Książka „Jo był ukradziony” ukazująca wspomnienia i historie lokalnej społeczności związane z Tragedią Górnośląską zyskała swoje trzecie wydanie. Kolejny raz publikacja została poszerzona o nieznane dotychczas wątki.Dramaty mieszkańców Śląska, które miały miejsce po wejściu na nasze tereny Armii Czerwonej, a które też zostały zebrane w książce „Jo był ukradziony” zyskały trzecie, poszerzone wydanie. - Pierwsze wydanie otworzyło szeroko drzwi do historii, których ludzie w większości nie znali lub co gorsza chcieli zapomnieć, szczególnie jeśli mówimy o ofiarach Tragedii Górnośląskiej.
Od 2016 roku popularność tej tematyki, zwłaszcza w naszym regionie rybnickim wzrosła poprzez wydanie tej książki, a także późniejsze wydarzenia: spektakl pod tym samym tytułem wyreżyserowanym przez Katarzynę Chwałek-Bednarczyk, którego premiera miała miejsce w 2017 r. na kopalni Ignacy oraz film Adama Grzegorzka, który powstał w ubiegłym roku – mówi Marek Wystyrk, prezes stowarzyszenia Moje Miasto z Rydułtów, które zainicjowało powstanie książki w oparciu o pozyskane środki zewnętrzne. Sfinansowanie publikacji wsparły samorządy – Rydułtowy, Rybnik i Pszów jak również Województwo Śląskie. Pierwsze wydanie książki powstało w nakładzie 500 egzemplarzy i rozeszło się momentalnie. Później przy okazji kolejnych wydarzeń widzowie pytali o książkę, dlatego podjęto decyzję o wznowieniu nakładu przy drugim wydaniu oraz obecnie przy trzecim. Za każdym razem materiał rozszerzano o nowe wątki, bo publikacja odblokowała w rozmówcach strach i wstyd. Wszystko rozpoczęło się od publikacji w Gościu Niedzielnym, gdzie pojawiła się historia Ignacego Serwotki, który wypowiedział tytułowe słowa „Jo był ukradziony”. - Te historie nadawały wymiar emocjonalny, a także otwierały chęć podzielenia się tragicznymi wspomnieniami, którymi ofiary nie dzieliły się do tej pory nawet z własnymi rodzinami – podkreśla Marek Wystyrk. Nakład trzeciego wydania książki w 2020 roku dzięki środkom pozyskanym z Miasta Rydułtowy i Województwa Śląskiego wyniósł 500 egzemplarzy. Na 9 listopada zaplanowano promocję publikacji, jednak sytuacja epidemiczna uniemożliwiła spotkanie w większym gronie czytelników i bohaterów książki.
Ciężko było przełamać strach
Autorzy publikacji dr hab. Kazimierz Miroszewski i dr Mateusz Sobeczko nie zamykają jeszcze tego rozdziału, bo Tragedia Górnośląska ma jeszcze wiele kart do odkrycia. - Naszym celem było od początku przywrócenie pamięci o tych wydarzeniach, o osobach, które zostały wywiezione, o tragediach, takich jak zakatowanie tych osób na terenie Związku Radzieckiego czy śmierci jeszcze w czasie transportu. To pamięć i oddanie hołdu. Kiedy miałem propozycję, aby zająć się tym projektem, rozważałem wszystkie za i przeciw, ale miałem świadomość, że ten temat trzeba poruszyć. Wcześniej, przez 25 lat od roku 1990 nikt nie odważył się podjąć tego tematu – podkreśla dr Mateusz Sobeczko. - To kwestia otwarcia się ludzi. Kiedy zaczynaliśmy myśleć o tej książce, próbowaliśmy dotrzeć do społeczeństwa lokalnego poprzez artykuły prasowe, zaproszenia na mszach w kościołach, aby ludzie spróbowali się zaktywizować. W świadomości społecznej nawet jeśli minęło już wiele lat od tych wydarzeń, panowało przeświadczenie, że nie ma co wracać do tamtych wydarzeń, bo będą z tego kłopoty. Spotkaliśmy się z nawet z sytuacją, kiedy mieliśmy już spisane wspomnienie i dochodziło do autoryzacji, rozmówca nie zgadzał się na publikację – wspomina strach w rozmówcach dr hab. Kazimierz Miroszewski.
Historie, które nie zostaną zapomniane
- Kiedy przed 1990 rokiem pytaliśmy ojca o te wydarzenia, zawsze odpowiadał, że lepiej na ten temat nie mówić, bo to może nam zaszkodzić. Kiedy wracał z Donbasu, gdzie był deportowany, w obozie przejściowym w Białej Podlaskiej usłyszał słowa, że jeśli komuś opowie o tym, co tam się działo, zostanie odszukany i wróci w głąb Związku Radzieckiego. To powodowało w nim realny strach – wspomina Jan Serwotka, syn Ignacego Serwotki, mówiąc o trudnym przekonywaniu ojca do opowiedzenia swojej historii. - Kiedy pytaliśmy o to, dlaczego nie było go w spisach deportowanych górników odpowiadał: „Bo jo był ukradziony, byłech jednym z tych ukradzionych” - dodaje Jan Serwotka, podkreślając, że tak jak wszystkie ofiary Tragedii Górnośląskiej, jego ojciec wrócił do kraju inny, odmieniony, żyjący stale w warunkach zagrożenia. Pan Ignacy zmarł dwa lata po ukazaniu się pierwszego wydania publikacji.
Trzecie wydanie książki „Jo był ukradziony” trafi do lokalnych bibliotek, będzie także bezpłatnie przekazywane czytelnikom na spotkaniach promocyjnych. Zainteresowani mogą również zgłosić się do Stowarzyszenia Moje Miasto celem otrzymania egzemplarza książki.
Tekst: Szymon Kamczyk (Nowiny Wodzisławskie)